sobota, 19 grudnia 2009

Kalejdoskop mebli

Na przekór całej zaistniałej sytuacji i jej wątpliwej urody wpływu na
zdrowie psychiczne stało się w tej kolejce. Szkoda było tych dwunastu
godzin już wystanych. A przecież do tego, ze sytuacja może zmienić się
znów o sto osiemdziesiąt stopni każdy styrany mieszkaniec stolicy naszej
PRL był przyzwyczajony. Życie w kolejce, życie w kalejdoskopie zmian,
cytaty można mnożyć. Ale po co...Komitet kolejkowy wepchnąwszy uprzednio
sklepową do środka sklepu formował się na schodach, tuż pod szyldem
meble Warszawa. Komitet w składzie gruba Zyta z rybnego, pan Roman z
wąsami piłsudzkimi, ta siwa tercyjanka, co ją gdzieś koło piątej godziny
stania przeklinała jakaś ruda kobieta dwa plecy przede mną, oni wszyscy
tam z odpowiednim niemalże telewizyjnym patosem zarządzili obrady walne,
plenarne. Ponieważ tłum zebrał się bliżej schodów to trudno było
kontrolować co też dzieje się tam gdzie ogól i meble Warszawa stały na
początku w niezmąconym porządku. Teraz dobiegały tylko jakieś okrzyki,
puzonista chyba zaczął dąć w swój złoty instrument.