poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Złamana ręka na uszkodzonym chodniku

Mężczyzna doznał złamania nogi na nierównym chodniku. W chodniku znajdowały się dziury i nierówności co narażało przechodniów na upadki. Poszkodowanego z miejsca wypadku ze złamaną noga zabrała karetka pogotowia. Rodzina poszkodowanej osoby dowiedziała się o wypadku odwiedziła go w szpitalu gdzie ustalona że należy sfotografować feralne miejsce dla celów dowodowych. Można powiedzieć że zdjęcia zostały robione fachowo. Na tle nierówności była poziomica która pokazała iż poziom nierówności jest znaczny. Dla zobrazowania niektórych dziur użyto monety dwuzłotowej która miała dać wyobrażenie o wielkości dziur w chodniku. Zdjęć wykonano kilkadziesiąt czyli można powiedzieć że wina administratora została należycie udokumentowana. Ustalono kto jest zarządcą tego chodnika. Wysłano do niego roszczenie o 20 tysięcy zadośćuczynienia za złamaną nogę. Zarządca chodnika poinformował poszkodowanego iż przesłał wszystkie dokumenty wraz z roszczeniem do zakładu ubezpieczeń w którym ma wykupioną polisę odpowiedzialności cywilnej – jest to standardowe działanie. Od chwili wypadku minął już miesiąc. Po kolejnym miesiącu oczekiwania towarzystwo ubezpieczeniowe przysłało pismo w którym informowało że przyznaje 10.000 zł jako zadośćuczynienie – kwota bezsporna. Obecnie poszkodowany złożył odwołanie gdyż nie zgadza się z wysokością zadośćuczynienia. Dostał też wezwanie na komisje lekarską której zadaniem będzie ustalenie procentowego uszczerbki na zdrowiu. Warto tu zaznaczyć iż wzorowa dokumentacja fotograficzna sprawił że towarzystwo ubezpieczeniowe podjęło decyzję o wypłacie odszkodowania. W przypadku gdy poszkodowany może tylko słownie opisać stan chodnika (bez zdjęć) często ubezpieczyciel odmawia wypłaty odszkodowania ponieważ zawsze interpretuje stan chodnika na swoją korzyść.

2 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój przypadek. Poślizgnąłem się w zeszłym roku. Zaraz się zgłosiłem do gminy, w końcu ich chodnik. Ubezpieczyciel bez problemu uznał, zaraz dostałem za szkodę wypłacone pieniądze. Nawet na lekarzy mi to nie starczyło to uznałem, że walczyć trzeba. Dwa miesiące na zwolnieniu byłem, nie mówiąc ile się nacierpiałem. Zgłosiłem się do kancelarii w Lublinie, mecenasa Klimkiewicza. Czytałem, że wiedzą jak i potrafią spore kwoty wywalczyć w sądzie. Tylko trzeba po wypadku wszystkie dokumenty gromadzić, tu macie poradnik poszkodowanego.

    OdpowiedzUsuń